Śmiertelność stada reprodukcyjnego
: 04 kwie 2021, 15:35
Witam wszystkich.
Zacząłem w tym roku pierwszą przygodę z hodowlą ślimaka Mullera (docelowo 3 tony tuczu) i natrafiłem na niepokojące zjawisko dużej (jak mi się zdaje) śmiertelności stada matecznego. 75kg reproduktorów kupiłem od kolegi z pracy, który prowadzi hodowlę już kilka lat z zadowalającymi rezultatami. Wybudzanie po hibernacji rozpocząłem wieczorem 19 marca. Dwa dni po wybudzaniu wyrzuciłem ze stołu półtora wiaderka (5-litrowego) ślimaków, które nie dały rady się wybudzić z hibernacji (na oko około 500-600 sztuk). Kolejne dni to śmiertelność ze średnią około 97 sztuk dziennie. Martwię się doszukując przyczyny tej śmiertelności. Prośba o analizę i podzielenie się doświadczeniem. Poniżej zamieszczam informacje mogące pomóc dopatrzenia się błędów.
- Pomieszczenie do reprodukcji wydzielone ze starej obory o wymiarach 6x5 i ~2,1m wysokości. Posadzka betonowa ułatwiająca spływ odchodów do kanału ściekowego. 4 uchylne okna po przeciwległych ścianach.
- Oświetlenie słoneczne + LED-owe w barwie światła 5800 Kelwina rozmieszczone liniowo w dwóch rzędach centralnie nad stołem o mocy około 600-700 lux. Dzień ślimaków zaczynam o 5:00 i kończę o 22:00
- Wentylację pomieszczenia stanowią jedynie 2 okna uchylone od góry (24/dobę) po jednej stronie ściany (te z dalszej strony od stołu reprodukcyjnego) a okna na ścianie przy samym stole są tylko rozszczelnione aby wiatr nie hulał. Staram się wentylować tak, by w powietrzu nie było zbyt mocno czuć mocznika. Wilgotność przy tym za dnia trzyma się w granicach 70-77% (pomiary dwoma urządzeniami elektronicznymi ustawionymi na wysokości paśników oraz siatki). Nocą zaś wilgotność staram się trzymać w granicach 75-88% zraszając podgrzewaną wodą same ślimaki i ściany w miarę potrzeby do utrzymania wilgotności
- Ogrzewanie pomieszczenia to trzy grzejniki umieszczone jeden nad drugim z nadmuchem pod żeberka grzejników starym wentylatorem od pieca. Podmuch powietrza z grzejników prawie niewyczuwalny na mokrej ręce w pobliżu stołu. Temperatura pomieszczenia w dzień w granicach 17-21 stopni. W nocy waha się w granicach do 16-19
- Podgrzewana woda do zlewania ślimaków w temperaturze około 14-20 stopni.
- Stół reprodukcyjny jednopoziomowy wykonany z drewna sosnowego i siatki ogrodowej o wymiarach 410x145cm, na którym wiszą 43 folie o wymiarach 110x52cm. Na górze położone panele podłogowe służące za paśniki, które za parę dni będą dzielić miejsce z doniczkami. Ślimaki odgradza klasycznie sól w pastylkach.
Zmywanie paśników i spłukiwanie folii i posadzki oraz wybieranie trupków odbywa się tuż przed karmieniem w godzinach 19-21sza. Jeśli ślimaki zjedzą paszę do kolejnej wizyty koło północy (dokładanie do pieca) - dosypuję jedzenia. Wizyt w reproduktorni w ciągu doby mam 6-7 na dobę (zdarzają się uciekinierzy ze stołu). Za dnia staram się nie zraszać ślimaków, by były lekko wyschnięte. Na początku po wybudzeniu starałem się trzymać temperaturę za priorytet kosztem wentylacji, co jak zdążyłem wyczytać było błędem, gdyż mocznik z powodu zbyt słabej wentylacji był wyczuwalny. Przyczyny (jak wydaje mi się) zbyt wysokiej śmiertelności upatrywałem w zbyt słabej wentylacji pomieszczenia oraz zbyt częstym zraszaniem ślimaków za dnia (pierwotnie 3-4 razy do pory karmienia włącznie). Niestety mimo dość wyraźnej zmiany (wprowadzona 30 marca) w wentylacji pomieszczenia i ograniczeniu wilgotności za dnia, śmiertelność utrzymuje się na podobnym poziomie. Ślimaki jedzą ochoczo. Od kilku dni widoczne są kopulacje ślimaków oraz dość dużo na paśniku widzę "nabrzmiałych" ślimaków (jeśli dobrze wyczytałem gotowe do składania jaj). Wystawianie doniczek planowałem na 8 kwietnia. Część padniętych ślimaków (~15-20%) ma uszkodzone muszle po upadkach ze stołu ("wgniotki" lub całkowicie roztrzaskane).
Czy śmiertelnością na tym poziomie powinienem się martwić? W czym tkwić może ich przyczyna? Jeśli ktoś dobrnął do końca dziękuję za zainteresowanie i prośba o poradę.
Zacząłem w tym roku pierwszą przygodę z hodowlą ślimaka Mullera (docelowo 3 tony tuczu) i natrafiłem na niepokojące zjawisko dużej (jak mi się zdaje) śmiertelności stada matecznego. 75kg reproduktorów kupiłem od kolegi z pracy, który prowadzi hodowlę już kilka lat z zadowalającymi rezultatami. Wybudzanie po hibernacji rozpocząłem wieczorem 19 marca. Dwa dni po wybudzaniu wyrzuciłem ze stołu półtora wiaderka (5-litrowego) ślimaków, które nie dały rady się wybudzić z hibernacji (na oko około 500-600 sztuk). Kolejne dni to śmiertelność ze średnią około 97 sztuk dziennie. Martwię się doszukując przyczyny tej śmiertelności. Prośba o analizę i podzielenie się doświadczeniem. Poniżej zamieszczam informacje mogące pomóc dopatrzenia się błędów.
- Pomieszczenie do reprodukcji wydzielone ze starej obory o wymiarach 6x5 i ~2,1m wysokości. Posadzka betonowa ułatwiająca spływ odchodów do kanału ściekowego. 4 uchylne okna po przeciwległych ścianach.
- Oświetlenie słoneczne + LED-owe w barwie światła 5800 Kelwina rozmieszczone liniowo w dwóch rzędach centralnie nad stołem o mocy około 600-700 lux. Dzień ślimaków zaczynam o 5:00 i kończę o 22:00
- Wentylację pomieszczenia stanowią jedynie 2 okna uchylone od góry (24/dobę) po jednej stronie ściany (te z dalszej strony od stołu reprodukcyjnego) a okna na ścianie przy samym stole są tylko rozszczelnione aby wiatr nie hulał. Staram się wentylować tak, by w powietrzu nie było zbyt mocno czuć mocznika. Wilgotność przy tym za dnia trzyma się w granicach 70-77% (pomiary dwoma urządzeniami elektronicznymi ustawionymi na wysokości paśników oraz siatki). Nocą zaś wilgotność staram się trzymać w granicach 75-88% zraszając podgrzewaną wodą same ślimaki i ściany w miarę potrzeby do utrzymania wilgotności
- Ogrzewanie pomieszczenia to trzy grzejniki umieszczone jeden nad drugim z nadmuchem pod żeberka grzejników starym wentylatorem od pieca. Podmuch powietrza z grzejników prawie niewyczuwalny na mokrej ręce w pobliżu stołu. Temperatura pomieszczenia w dzień w granicach 17-21 stopni. W nocy waha się w granicach do 16-19
- Podgrzewana woda do zlewania ślimaków w temperaturze około 14-20 stopni.
- Stół reprodukcyjny jednopoziomowy wykonany z drewna sosnowego i siatki ogrodowej o wymiarach 410x145cm, na którym wiszą 43 folie o wymiarach 110x52cm. Na górze położone panele podłogowe służące za paśniki, które za parę dni będą dzielić miejsce z doniczkami. Ślimaki odgradza klasycznie sól w pastylkach.
Zmywanie paśników i spłukiwanie folii i posadzki oraz wybieranie trupków odbywa się tuż przed karmieniem w godzinach 19-21sza. Jeśli ślimaki zjedzą paszę do kolejnej wizyty koło północy (dokładanie do pieca) - dosypuję jedzenia. Wizyt w reproduktorni w ciągu doby mam 6-7 na dobę (zdarzają się uciekinierzy ze stołu). Za dnia staram się nie zraszać ślimaków, by były lekko wyschnięte. Na początku po wybudzeniu starałem się trzymać temperaturę za priorytet kosztem wentylacji, co jak zdążyłem wyczytać było błędem, gdyż mocznik z powodu zbyt słabej wentylacji był wyczuwalny. Przyczyny (jak wydaje mi się) zbyt wysokiej śmiertelności upatrywałem w zbyt słabej wentylacji pomieszczenia oraz zbyt częstym zraszaniem ślimaków za dnia (pierwotnie 3-4 razy do pory karmienia włącznie). Niestety mimo dość wyraźnej zmiany (wprowadzona 30 marca) w wentylacji pomieszczenia i ograniczeniu wilgotności za dnia, śmiertelność utrzymuje się na podobnym poziomie. Ślimaki jedzą ochoczo. Od kilku dni widoczne są kopulacje ślimaków oraz dość dużo na paśniku widzę "nabrzmiałych" ślimaków (jeśli dobrze wyczytałem gotowe do składania jaj). Wystawianie doniczek planowałem na 8 kwietnia. Część padniętych ślimaków (~15-20%) ma uszkodzone muszle po upadkach ze stołu ("wgniotki" lub całkowicie roztrzaskane).
Czy śmiertelnością na tym poziomie powinienem się martwić? W czym tkwić może ich przyczyna? Jeśli ktoś dobrnął do końca dziękuję za zainteresowanie i prośba o poradę.